Tworzenie mydeł naturalnych to moja ogromna pasja. Ponoć widać to i słychać, gdy o nich mówię. Często dostaję pytanie: „Dlaczego akurat mydła?”, albo: „Jak to się zaczęło?”
Niech ten pierwszy wpis na blogu będzie odpowiedzią. Zapraszam Cię zatem w małą podróż w czasie…
Rok 2013 - punkt zwrotny w życiu
Był to dla mnie rok przełomowy. Po kolejnej wizycie u lekarza w końcówce pierwszego trymestru ciąży, zatrzymałam się na moment i zadałam sobie pytanie: „Co dalej?”
Miałam za sobą już trzy kuracje antybiotykowe w ciągu tego jednego trymestru ciąży i nasilające się problemy oddechowe. Zlecona spirometria, przepisane sterydy.
To wtedy powiedziałam sobie: STOP! Tak dalej być nie może! To droga donikąd.
Postanowiłam, że zwrócę się ku naturze. Sięgnęłam po homeopatię, która już kiedyś, w czasach mojej młodości skutecznie pomogła mi wyjść z astmy. Teraz, po wielu latach i mnóstwie stresujących sytuacji, czułam, że wracam powoli do podobnego stanu. Ale i tym razem homeopatia postawiła mnie na nogi. A także moje dzieci, które łapały infekcje jedna za drugą.
Coraz bliżej natury
To był dopiero początek. Zaczęłam zgłębiać świat naturalnych metod wspierania zdrowia. Przeszłam na stronę natury nie tylko z ciekawości, ale i z potrzeby. Chciałam chronić siebie i swoją rodzinę w sposób, który naprawdę rezonował z moimi wartościami.
Większą uwagę zaczęłam zwracać na zdrowe odżywianie, wprowadziłam zmiany w stylu życia, ograniczyłam „chemię” w domu. Postanowiłam też robić własne kosmetyki – bo przecież to, co nakładamy na skórę też ma znaczenie dla zdrowia całego organizmu.
A ponieważ w domu miałam wesołą gromadkę dzieciaczków… wiesz jak jest. Dzieci ponoć dzielą się na czyste i szczęśliwe. Patrząc na moje – najwidoczniej należały do baaaaardzo szczęśliwych 😉 Mycia się było więc co nie miara. A skoro tak – postanowiłam zacząć robić własne mydła, by uniknąć kupowania tych drogeryjnych, które składem bardziej przypominały detergenty.
Pierwsze mydła - glicerynowe
Nie miałam wtedy pojęcia, jak się robi naturalne mydła. Zaczęłam więc od gotowych baz glicerynowych, które starałam się trochę „podrasować” – na przykład dodając płatki nagietka – jednak, jak można się było spodziewać, była to bardziej dekoracja niż przemycenie do mydła cudnych właściwości tego kwiatu.
Były lepsze niż sklepowe kostki, ale… daleko im było do ideału. Nie dało się dodać wielu naturalnych składników, które chciałam dodać.
Do tego mydła takie szybko robiły się mokre i lepkie. Trzeba je było owijać w folię.
Wejście na wyższy poziom
W końcu podjęłam decyzję: robię prawdziwe mydło sodowe. I, oczywiście, zaczęłam od nagietkowego. Zrobiłam macerat olejowy, zaparzyłam napar.
Tak wyglądały moje pierwsze prawdziwe, stworzone od podstaw mydła:
Może nie były dziełem sztuki, ale były moje. Własnoręcznie zrobione. I działały!
Skóra całej rodziny odetchnęła – zniknęły wysypki, suchość, podrażnienia.
Wkręcenie się w mydlarstwo
Potem było już tylko więcej. Lawendowe, rumiankowe, pokrzywowe, ogórkowe, różane, z owsianką, pomidorem, marchewką, awokado…
Robiłam jedno mydło za drugim. I ani się obejrzałam, a kostek było… hmm… powiedzmy, że ciut więcej, niż planowałam 😉
Do mydeł dołączyły i inne kosmetyki, między innymi:
Balsamy w kostce
Maści i balsamy
Sztyfty pod oczy
Szampony w kostce
„Kule” kąpielowe
Sole kapielowe
Ale największą radość wciąż dawały mi mydła. Zabawa kolorami, kształtami, zapachami i składami – to była moja przestrzeń na radość i twórczość.
Szczególnie ceniłam sobie to, że mydła naturalne mają tak długi termin przydatności – i to zupełnie bez konserwantów! Można je było przechowywać i używać miesiącami, a nawet latami!
Od pasji do profesji
Z czasem tworzeniem mydeł zajęłam się zawodowo. Zarejestrowałam działalność, wyrobiłam raporty bezpieczeństwa, wynajęłam lokal i… zaczęłam sprzedawać swoje mydła.
Otworzyłam własny sklepik i zyskałam stale powiększające się grono klientów, od których również ciągle słyszałam achy i ochy na temat moich mydeł, a także komentarze w stylu „nigdy nie miałam tak gładkiej skóry”, „odkąd używam tych mydeł, nie muszę sięgać po krem”, „wysypka u mojego dziecka całkowicie zniknęła, teraz skóra jest gładziutka”, „w końcu moja skóra jest cudownie nawilżona”…
A potem – przyszedł moment zmian życiowych. I to dosyć sporych .Wtedy też zamknęłam sklepik i zakończyłam działalność produkcyjną. Ale nie zrezygnowałam ze swojej pasji.
Nowy etap
Wiele z moich klientek skontaktowało się ze mną z prośbą: „Czy możesz mnie nauczyć, jak robić takie mydła?” I choć podsyłałam linki do różnych instruktarzy i kursów innych mydlarek, odmawiały skorzystania z nich. Bo – jak się okazało – nie chodziło tylko o techniczną stronę. Chciały czegoś więcej. Mojej perspektywy. Tego, co widzę w roślinach, jak je dobieram. Tego, co czuję mieszając zapachy, zioła i oleje.
Tak zaczęłam uczyć mydlarstwa. Najpierw nieśmiało, po znajomości – znajomą, siostrę koleżanki, przyjaciółkę znajomej… Widząc radość, jaką sprawiało im trzymanie w dłoni swoich własnoręcznie zrobionych mydeł, aż serce rosło!
Okazało się, że największą wartością jest nie tylko moje doświadczenie, ale też głębsze rozumienie działania ziół – wzbogacone rozmowami z moim partnerem, biochemikiem i pasjonatem naturopatii zarazem.
I tak właśnie zrodziła się decyzja o powrocie do tego, co sprawiało mi radość – ale inaczej: robiąc mydła hobbystycznie, inspirując innych i ucząc, jak mogą sami tworzyć podobne cudeńka.
Moją misją jest rozkochanie w mydłach naturalnych jak najwięcej osób pragnących świadomej, naturalnej pielęgnacji, a nawet holistycznego dbania o siebie – bo człowiek na ciele się nie kończy.
A co Ty powiesz na własne mydełka?
Jeśli i Ty chcesz nauczyć się, jak zrobić swoje pierwsze własne naturalne mydło, od podstaw, zostań ze mną na dłużej!

Piękna droga Moniko, jestem pod wrażeniem. Z uśmiechem wspominam, jak tworzyłaś swoje mydło na wzór zachodzącego słońca! Ile prób, ile przemyśleń i wyszło cudo!
Dziękuję 🩷 Nie ukrywam, że Twoje zachwyty nad jednymi z pierwszych moich mydełek były jak wisienka na torcie 🩷